środa, 13 listopada 2013

1 " New Place, New Life"


Punkt Widzenia Jean

Siedząc w samolocie i słuchając muzyki myślałam o tym, jak bardzo pożegnania bolą. Tym bardziej jak wyjeżdża się, na co najmniej pół roku. W szkole byłam osobą dość popularną, sama nie wiem, dlaczego. W każdym bądź razie urządzili mi imprezę pożegnalną.
 *Flash back*
Podeszłam do drzwi domu Sandry, mojej najlepszej przyjaciółki. Chciałyśmy się pożegnać to miała być moja ostatnia noc u niej. Bynajmniej przez następne 6 miesięcy. Zapukałam do drzwi. Nie musiałam długo czekać, aż otworzyła mi blondynka o lekko kręconych włosach. Szczerze się uśmiechnęłam i przytuliłam ją na przywitanie. Zaprosiła mnie do środka i powiedziała ze mam iść do salonu.  Zrobiłam tak jak kazała, przeszłam obok kuchni i weszłam do salonu. Zapaliłam światło.
„NIESPODZIANKA” usłyszałam, gdy tylko światło rozeszło się po całym pokoju.  Wystraszyłam się tak bardzo, że odskoczyłam do tyłu. Wszyscy zaczęli się śmiać
„O Mój Boże! Co tu się dzieje?" zaśmiałam się i podbiegłam do znajomych. Przytuliłam wszystkich po kolei.
„Co to ma znaczyć?" Spytałam roześmiana. Podszedł do mnie Marco.
"Impreza pożegnalna. Myślałaś ze damy ci tak po prostu odejść?" Uśmiechnęłam się.
"Dziękuję" odpowiedziałam ze łzami w oczach.
 Cały wieczór był cudowny, bawiliśmy się, tańczyliśmy, piliśmy i śpiewaliśmy. Na koniec zaśpiewałam wszystkim piosenkę Never Alone by Lady Antebellum. Pod koniec piosenki popłakałam się. Wszyscy zaczęli mnie przytulać i pocieszać. Gdy już się uspokoiłam pożegnałam się ze wszystkimi prócz Sandry. Znajomi wyszli, zostałyśmy tylko ja i ona. Usiadłyśmy na kanapie.
„Kiedy wrócisz?" Spytała smutnym głosem.
„Mam nadzieje ze na wakacje będę" powiedziałam cicho, ledwo wstrzymując łzy. „Pamiętaj gdziekolwiek będziesz, moje serce Będzie z Tobą." Łzy staczały się po jej policzku. Jedna po drugiej. "Tak. Wiem o tym, wczoraj odeszło musimy iść dalej. Jestem taka szczęśliwa, że Cię poznałam. Dziękuje za wszystkie chwile" poczułam słoną substancje na moich ustach i zdałam sobie sprawę, że płaczę, mówiłam dalej 
 "Ten czas który razem spędziłyśmy, zatrzymam jak fotografie. Będziesz w moim sercu na zawsze, zawsze będę Cię pamięt-" w tym momencie mój głos się załamał. Nie dałam rady dokończyć. Rozpłakałyśmy się jak małe dzieci. Przytuliłyśmy się nawzajem. Podałam jej pudełko zapakowane w papier prezentowy.”Co to jest?" Spytała zaskoczona.
"To my! Mamy tu może z osiem lat" zrobiła z ust wielkie 'O' gdy rozpakowała prezent. Oglądałyśmy razem album wspominając nasze dzieciństwo. Ostatnie zdjęcie było robione 2 dni temu na jej urodzinach. Przez resztę nocy rozmawiałyśmy.



*real world*
Wspominając to przypomniałam sobie jak widziałam jej łzy. Zrobiło mi się strasznie przykro, przecież nigdy tego nie chciałam. Przypomniało mi się jak żegnałam się z rodzina. To nie było takie wzruszające, po prostu powiedziałam im, że nie będę miała łez w oczach, bo to przez nich muszę się rozstać z bliskimi. Następnie poszłam przed siebie nie chciałam ich słuchać. I tak oto jestem tutaj, w samolocie do Miamii. Poczułam się śpiąca, więc ostatni raz zerknęłam przez okno. "Żegnaj domku, Będę tęsknić." Pocałowałam wnętrze swojej dłoni i pomachałam do okna. Ułożyłam się wygodnie i zasnęłam.
 ********
-Przepraszam, Proszę Pani?- Otworzyłam oczy i zobaczyłam stuardesse stojącą nade mną.
-Słucham?- Przetarłam oczy ręką.
-Proszę zapiąć pasy zaraz lądujemy.
-Dobrze, już zapinam.- uśmiechnęłam się lekko. Kobieta odeszła, a ja przeciągnęłam się i zapięłam pas. Spojrzałam przez okno i zobaczyłam Ocean. Jeden z najpiękniejszych widków na świecie. Spakowałam swoje rzeczy do torby podręcznej. Włożyłam swoje słuchawki do uszu i włączyłam Be Alright. Na lotnisku ma czekać na mnie mój brat Niall z jakąś nauczycielką. Ciekawe czy on się zmienił, nie widziałam go od sześciu miesięcy. Nawet na święta nie przyjechał, powiedział że spędza je ze znajomymi. Patrząc na Miamii z góry nie przypominało Irlandii. Tam są stare budynki, zabytki a tutaj nowe wieżowce i drapacze chmur. Z góry wydaje się to spokojnym miejscem. Piosenka się skończyła i włączyła się następna a mianowicie All We Are by One Republic. „We won’t say our goodbye you know it’s better. We won’t break we won’t die, it’s just a moment to change.” Nawet nie zauważyłam, że samolot wylądował dopóki nie widziałam ludzi wstawających ze swoich miejsc. Wyciągnęłam słuchawki z uszu i schowałam je do torby. Wstałam łapiąc torbę i kurtkę. Ustawiłam się w długiej kolejce do wyjścia z samolotu. Po około dziesięciu minutach wydostałam się na zewnątrz. Wiatr uderzył we mnie niczym małe igiełki. Zeszłam po stromych schodach i weszłam do budynku. Czekała mnie jeszcze jedna kolejka do sprawdzania paszportu. Wyjęłam ze swojej torby paszport. Podeszłam do okienka i podałam dokument. Mężczyzna spojrzał najpierw na zdjęcie na papierku później na mnie. Oddal mi książeczkę i życzył mi miłego dnia. Odpowiedziałam tym samym. Odeszłam od okienka i podeszłam do taśmy na której leżały torby pasażerów. Zauważyłam moją ciemno różową walizkę . Podeszłam do niej i złapałam za rączkę. 'Cholera' pomyślałam podnosząc ją, była strasznie ciężka. Postawiłam ją na kółkach i odeszłam od taśmy. Wzrokiem szukałam Nialla który miał po mnie przyjechać. Jest, nie wysoki blondyn z jakąś starszą kobietą. Pomachałam do niego i się uśmiechnęłam. Zaczęłam iść w ich kierunku. Mimo, że nie chciałam tu być to cieszyłam się, że mogę zobaczyć mojego brata. Może nie mamy Bóg wie jakiej relacji brat-siostra, ale miło było zobaczyć, że też się ucieszył. Podbiegł do mnie i mnie przytulił.
–JEAN- krzyknął z entuzjazmem i mnie podniósł
-NIAL POSTAW MNIE!- krzyknęłam przez śmiech. Postawił mnie a ja pocałowałam go w policzek.
-Stęskniłam się za tobą.- uśmiechnęłam się.
-Ja też.- odwzajemnił usmiech pełen prostych zębów..
-Witamy w Miami.- odezwała się starsza kobieta zza pleców Nialla.

                                                               Punkt Widzenia Hazel

Od długiego czasu wędrowałam pustymi korytarzami naszej szkoły słysząc jedynie swoje kroki i głośny oddech. W lewej dłoni trzymałam średniej wielkości otwarte już pudełko, które odebrałam ze szkolnego sekretariatu. W jego wnętrzu znajdowała się duża ilość kieszonkowego i kilka zdjeć mojego młodszego rodzeństwa, Mary i Masona trzyletnich bliźniaków. Oraz krótki list od mojej rodziny w którym piszą jak bardzo tęsknią za mną i czekają aż znów ich odwiedzę. Było niedzielne popołudnie i jak już wspomniałam szkoła o tej porze w weekendy nie cieszyła się przepychami. Wiekszość uczniów siedziała poza jej murami. Na przykład Niall, który z rana pojechał na lotnisko rezem z Panią Dyrektor, by odebrać swoja siostrę, która dziś miała przylecieć z Irlandii. Chłopak dużo o niej wspominał ale tak naprawdę nic o niej jeszcze nie wiedziałam, oprócz tego ze jest w moim wieku i ma na imię Jean. Swoja droga dziwaczne imie, nigdy wcześniej nie poznałam nikogo kto by się tak nazywał. Właśnie przechodziłam obok damskiej toalety, kiedy z środka zaczęły dobiegać mnie namiętne jęki dziewczyny pomieszane ze stękaniem chłopaka.
- Ktoś tu jest bardzo niegrzeczny.- zachichotałam pod nosem i popchnęłam drewniane drzwi. Po chwili jednak tego pożałowałam. Pieprzony Harry Styles. 
-No tak.- zatrzymałam się przy jednym ze zlewów. -Mogłam się spodziewać, że to ty.- Harry słyszac mój głos odskoczył od nieznajomej mi laski i pospiesznie zapiął rozporek.
-Ha-Hazel?
-Nie. Kosmita.- zacisnęłam zęby na czubku języka. 
 -Co ty tutaj robisz?- zakaszlał z nerwów. śmieszyło mnie to , z jednego z największych flirciarzy w tym miejscu, przemienił się w wystraszonego chłopczyka jakby faktycznie zobaczył kosmitę.
-To ty jesteś chłopakiem w damskim kiblu, nie ja.- Rzuciłam szybkie spojrzenie jego dzisiejszej zdobyczy tym samym sprawiając, ze z wielkim burakiem na twarzy wybiegła z pomieszczenia, zostawiając mnie z Harrym. 
-Czy ona w ogóle jest uczennicą?- zmarczczyłam brwi. 
-Chyba...- odpowiedział zachrypniętym głosem, po czym raz jeszcze zakaszlał nerwowo.
-Pewnie nawet nie wiesz jak się nazywa?- to było pytanie retoryczne, on nigdy nie przątał sobie głowy takimi informacjami. Jak sam twierdzi są one ‘zbędne’. Musicie wiedzieć, ze Styles jest jednym z tych chłopaków, którym zależy jedynie na szybkim numerku. Odwróciłam się, mając zamiar wyjść ale on zagrodził mi wyjście. Czułam, ze robią mi się wypieki na twarzy. Był stanowczo gorący, taa.
-Hazel a może poszłabyś ze mną na plaże, huh? Dziewczyny lubią opalonych chłopaków...- zaśmiał się arogancko, kiedy odgarniał mi z twarzy kosmyk włosów. 
 - Nie. Zabierz lepiej ze sobą ta zdzirę. Ja wracam do pokoju czekać na Horana.- Warknęłam. Odepchnęłam go od siebie i wyszłam przez drzwi za którymi kilka minut temu zniknęła znajoma Harrego. 
-Słodkie masz kapcie.- krzyknął za moimi plecami z roześmianym głosem. Zatrzymałam się i spojrzałam w dol na swoje różowe kapcie, przypominające świnki z małymi koronami na czubkach głów. Wydęłam usta, dostałam je od niego.‘Dla mojej krolewny’ mowił kiedy mi je dawał. Co się stało z nami? Tymi dawnymi? 
 -Brakuje mi ciebie przyjacielu.

Punkt Widzenia Jean

Po około 30 minutach jazdy, dotarliśmy do celu. Wyszłam z samochodu i wzięłam cześć toreb, druga polowe wziął Niall. Kiedy rozstawaliśmy się na tak długo, był kochanym bratem. Zanim wyjechał do akademika w Miamii, nic tylko się kłucilismy. Niall położył reke na moim ramieniu co wyrwało mnie z zamyślenia. Spojrzałam na niego a on usmiechnął się jakby mówił ‘Będzie dobrze’. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam przed siebie, moim oczom ukazał się wielki stary budynek z dużymi oknami i drewnianymi drzwiami do których prowadziły kamienne schody. Akademik przypominał szkoły w Irlandii, był bardzo zabytkowy, a to rzadkość w Stanach. Niebo było szare od dużych ciężkich chmur, co było kolejną rzeczą która mnie zdziwiła. Weszliśmy do ogromnego holu, na środku znajdowały się wielkie schody. Na pół piętrze rozchodziły się w trzy strony, prawo lewo i na wprost. Nie było tu prawie nikogo, tylko pojedyncze osoby przechodziły przez pomieszczenie.
-Ja zaniosę twoje rzeczy do nowego pokoju a ty idź z Panią Lynch.- Odezwał się Niall na co odwróciłam sie  w jego stronę i kiwnęłam głową.
-Chodź za mną.- powiedziała Pani Dyrektor robiąc pierwszy krok na schodach. Zrobiłam tak jak mi kazała.

-------------------------------------------
 Godzinę później

Wyszłam  z sekretariatu trzymając w rekach plan lekcji i godzin posiłków, ciszy nocnej itp. Dostałam również mundurek, czyli czarna spódnicę, podkolanówki, szary sweter i krawat z logo szkoły. Skrzywiłam się na myśl, że będę musiała nosić to codziennie. To jest okropne. Spojrzałam na swój kluczyk od pokoju sprawdzając numer, 114. Szlam przez tym razem zatłoczony korytarz, szukając jakiejś tablicy informacyjnej lub mapy szkoły. Niestety nic nie znalazłam. Idąc na przód zobaczyłam przystojnego chłopaka z włosami postawionymi do góry. Podchodząc bliżej zauważyłam, że ma brozowe oczy, był opalony i lekko umieśniony. Nagle zderzyłam się z kimś, kto schodził ze schodów po mojej lewej stronie. Wypadły mi wszystkie rzeczy, wiec ukucnęłam żeby je zebrać.
-Uważaj jak łazisz sieroto.- Podniosłam się i zobaczyłam jasno włosą dziewczynę, miała tonę tapety na twarzy.
-Przepraszam, nie zauważyłam cię.- mruknęłam pod nosem. 
-Na co się tak gapiłaś co?- Spojrzała w stronę chłopaka na którego chwile temu się zapatrzyłam. Wróciła wzrok na mnie z zadziornym uśmieszkiem. 
-Możesz o nim zapomnieć maleńka, jest zajęty. Poza tym nie jesteś w jego typie.- zaśmiała się szyderczo w moja twarz na co zrobiłam krok w tył 
 -Widzę, że jesteś tu nowa, wiec zapamiętaj sobie. To moja szkoła, nie próbuj się tu panoszyć i z dala od tego chłopaka. Zrozumiałaś?!- Jej mina była poważna,a każde słowo przesiąknięte jadem. Lekko przytaknęłam z pustym wyrazem twarzy.
-Megan zostaw ją, bo ci jeszcze tapeta z mordy spadnie.

________________________________________________________________

I jest pierwszy rozdział, mamy dużą nadzieje, się podobał!
Juliet i Grace xo
(zostawiajcie kom. chciałybyśmy wiedzieć, co myślicie :) )
5 kom. i następny

sobota, 9 listopada 2013

Prolog

Prolog.

Jean

-Tak to już dziś, ostatni dzień szkoły w tym semestrze i FERIE!- Obudziłam się słysząc moją młodsza siostrę krzyczącą ile sił w płucach. Wzdychając wzięłam telefon żeby sprawdzić, która jest godzina. 7:30. Cholera! Ziewnęłam pod nosem odkrywając fioletową kołdrę i wyskakując z łóżka. Szybko po maszerowałam w stronę szafy zastanawiając się co dziś włożę. Po chwili przebierania ubrań, wybrałam szary sweter z długimi rękawami i odkrytymi ramionami, a do tego podarte jeansy. Weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Chwyciłam ręcznik i owinęłam go wokół ciała. Wytarłam się, po czym nałożyłam przygotowane ubrania. Wyszłam z łazienki i podeszłam do lustra łapiąc szczotkę do włosów. Rozczesałam włosy i spięłam je w luźny kok. Wzięłam torbę przygotowaną do szkoły i wyszłam z pokoju. Schodząc po schodach usłyszałam moją 13 letnią siostrę. Bredziła coś o jakiejś imprezie dziś wieczorem. Od jakiegoś czasu to była jedyna rzecz, o której chciała rozmawiać. Weszłam szybkim krokiem do nowoczesnej, czarno czerwonej kuchni.
-Cześć wszystkim.- powiedziałam unikając wzroku rodziny.
-Dzień dobry.- odpowiedzieli. Usłyszałam szczekanie psa, nie był to nikt inny jak moja kochana Suzi. Owczarek niemiecki. 
 -Suzi!- Krzyknęłam, gdy biegła do mnie. Przywitałam się z nią. Kocham tego psa, zawsze mi pomaga, kiedy jest mi ciężko. Wystarczy, ze przyjdzie i położy się obok mnie. Spojrzałam na stół i złapałam jakąś kanapkę.
 -Hej, to moje.- wrzasnęła Kim gdy zauważyła, że kanapka zniknęła jej z małego zielonego talerza.   -Przestań się drzeć, mama zrobi ci drugą.- powiedziałam podnosząc głos.
-Co za bachor- warknęłam gryząc kanapkę
-Nie odzywaj się tak do siostry!- usłyszałam nerwowy głos mamy. 
 -Cokolwiek.- powiedziałam. 
-Muszę już iść bo się spóźnię. 
 -Zaczekaj chwile Jean!- powiedziała mama, jej ton był dziwny, nie wiedziałam o co jej chodzi. Mam nadzieję, że oceny za ten semestr jeszcze nie przyszły. 
 -Przyszedł list ze szkoły.- przeklęłam się w duchu.
-Mamo, ja wiem, że to nie wygląda dobrze, ale w następnym semestrze poprawię się. Obiecuję.- Powiedziałam błagalnym tonem. W duchu modliłam się żeby nie wymyśliła jakiejś głupiej kary. Nie wiecie do czego jest zdolna. Spojrzała na mnie, a jej oczy były smutne i równocześnie srogie.        
-Już za późno Jean, razem z ojcem rozmawiałysmy o tym i ...w następnym semestrze będziesz uczęszczała do uczelni z internatem w Miami. Tam gdzie twój brat. Wyjeżdżasz za tydzień. Zdążysz na pierwszy dzień po feriach.- Uśmiechnęła się z satysfakcją gdy zobaczyła wyraz mojej twarzy. 
 -SŁUCHAM?!

Hazel
 

Siedziałam przy jednym z drewnianych okien w naszym głównym salonie spoglądając na dołującą Pogodę za nim. Szare niebo zapełnione  ogromnymi chmurami,  przez które nie przedostawał się ani jeden promień słońca, gesty deszcz i zero życia.  Co się dzieje z Miami? Nie byłam przyzwyczajona do takiej pogody, dlatego kiedy tylko przychodziły takie dni, dużo myślałam. Chyba nawet za dużo.  Mogło by się wydawac, ze za to co mam dałaby się zabić nie jedna nastolatka. Tak, jestem popularna, mam wszystkie możliwe markowe ciuchy i  pełno kumpli,  ale jest pewna rzecz, której mi brakuje,  prawdziwa przyjaciółka. Jestem przyjaciółką dla wielu dziewczyn na tym uniwersytecie, ale żadna z nich nie jest nią dla mnie. Nie zrozumcie mnie źle, nie są fałszywe, ale życie w tym miejscu nauczyło mnie, że nie wszystkim się ufa. Mam Harrego i Nialla, ale jak imiona wskazują są oni chłopakami, a z nimi nie można o wszystkim pogadać.
Nagle głośny dźwięk dzwonka rozległ się po prawie pustym salonie co przywróciło mnie do rzeczywistości. Był to telefon Nialla. Odwróciłam się w jego stronę i z przymrużonymi oczami obserwowałam jego zachowanie. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie gdy spojrzał na ekran swojego iPhona. Ktokolwiek dzwonił Niall się go nie spodziewał.  szybkim krokiem wyszedł z pokoju Zostawiając mnie z resztą chłopaków. Nie minęło pięć minut a blondyn znów pojawił się w salonie.
 -Niedługo poznacie moją siostrę.- rzucił zmieszany, zupełnie tak jakby nie wiedział jak zareagować. Podrapał się po karku po czym odwrócił głowę w moim kierunku.
-A ty Hazel, w końcu masz szanse na jakaś przyjaciółke.- Wydawał się być tak samo zdziwiony jak my. W tym samym momencie do salonu weszła nasza opiekunka Georgia. Jej drobna i wysoka postać stanęła w dębowych drzwiach. 
 -Zbierajcie się, czas na śniadanie.- wymamrotała i zniknęła za progiem.  Podniosłam oczy w stronę zegara wiszącego nad kominkiem, faktycznie była już 7.30.

_______________________________________________________
Jeżeli przeczytałaś /eś to do końca proszę zostaw kom. cokolwiek nawet zwykła kropka jeśli ci się podobało. :) 5 kom. i 1 rozdział