czwartek, 16 stycznia 2014

4

Perspektywa Hazel

Wychodząc z pokoju, drzwi zamknęłam najciszej jak tylko potrafiłam. Zaczęłam się zastanawiać coraz głębiej co się tak właściwie przed chwilą stało. Szłam tak bardzo zamyślona, że nie zauważyłam kiedy jedna z najbardziej srogich nauczycielek zagrodziła nam drogę. Jean mocno szturchnęła mnie za rękaw bluzy. Mina kobiety była bardziej groźna niż zazwyczaj, włosy miała spięte w wysokiego kucyka, a jej drobne ciało zakrywał jedwabny szlafrok.  Biorąc pod uwagę,  że nadal znajdowałyśmy się na terenie chłopaków, a było już grubo po północy wpadłyśmy w niezłe tarapty.

Perspektywa Jean

Cudownie, tydzień zostawania po lekcjach. Dopiero drugi dzień w szkole, a ja już jestem uziemiona. Leżałyśmy już w swoich łóżkach patrząc na siebie nawzajem, choć Hazel zdawała się być myślami gdzie indziej. Postanowiłam przerwać ciszę.
-Justin i Harry przyszli do pokoju, mówili coś o jakimś typku.- Hazel szerzej otworzyła oczy.
-Ty też to słyszałaś?- spytała zaskoczona.
-Tak, nie mam pojęcia o co im chodziło.
– Ja też nie. Wiem tylko że byli wściekli na kogoś.

- - - - - - - - - - - - - - - - -  - - - - - - - - - -

Ten tydzień minął bez żadnych niespodzianek. Codziennie zostawałyśmy po lekcjach, a w weekend nie mogłyśmy wyjść poza teren szkoły. Można powiedzieć, że razem z Hazel „zbliżyłyśmy” się do siebie. A zwłaszcza teraz.
Siedziałyśmy właśnie na dachu szkoły. Mieściła się tu mała szklarnia, reszta placu była pusta. Tylko w starej fontannie rosło małe drzewko. Hazel mówiła, że jeszcze rok temu cała paczka tutaj przychodziła, ale coś się zmieniło.
- Prawdopodobnie wszyscy zapomnieli już o tym miejscu.- siedziałyśmy na podłodze przyglądając się gwiazdą. Przykryłam się bardziej kocem i wzięłam kolejny łyk wina. Chłopcy wychodzili dzisiaj i zostawili to nam, bo jak wiecie nie mogłyśmy wychodzić, a była sobota
– Około pół roku temu. Kiedy zaczęła się szkoła po wakacjach, ja i Harry przychodziliśmy tutaj jako jedyni. Zabierał ze sobą koc i koszyk piknikowy z różnymi owocami.- zaśmiała się leciutko.- Tak, potrafił być taki kochany. Siedzieliśmy tutaj i rozmawialiśmy. Mówiliśmy sobie o wszystkim, jak najlepsi przyjaciele. Którymi wtedy byliśmy. Śpiewał mi piosenki a ja zasypiałam, rano budziłam się w swoim łóżku.- westchnęła. Uśmiechała się a łzy zebrały jej się w oczach. Nie byłam pewna czy powinnam zapytać, ale wzięłam kolejny łyk i zabrałam się na odwagę.
– Co się stało? Bo teraz, wygląda to jakbyście się nienawidzili.- spojrzałam na nią zaciekawiona. Zauważyłam, że mój i Hazel kieliszek jest już pusty. Sięgnęłam po butelkę czerwonego wina, ale niestety, też była pusta. – Hazel, wino się skończyło.- powiedziałam już lekko pijana. Chciałam więcej alkoholu. Nie oceniajcie mnie, czasem poprostu czujesz taką potrzebę, żeby upić się i nie czuć żadnego bólu, albo pozwolić mu wydostać się na zewnątrz
–Nie martw się.- wstała i weszła do szklarni.- Zawsze mam tu coś.- przerwała grzebiąc gdzieś w kwiatach.- Na specjalną okazję.- wyszła i uśmiechnęła się, wyciągnęła zza pleców wódkę i sok pomarańczowy. Usiadła  z powrotem na kocu i zrobiła nam na początek drinki. Podała mi napój. Trwałyśmy chwile w ciszy zanim, postanowiłam się odezwać.                                                                                                      
http://www.youtube.com/watch?v=DaYCWi3BFVM

– Więc, wracając do tematu. Ty i Harry wyglądacie, jakbyście naprawde nie przepadali za sobą. – oznajmiłam biorąc pierwszy łyk pomaranczowej substancji. Zachichotała, ale szybko spoważniała.
- To nie do końca jest takie, na jakie wygląda. Kiedyś ja i on byliśmy ze sobą blisko, nawet bardzo. Za wszelką cenę starałam się w nim nie zakochać. –zatrzymała się. – Ale mi nie wyszło. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, to mogło wszystko zniszczyć. Przez długi czas starałam się to ukryć, ale stawało się to coraz bardziej męczące. – westchnęła cicho.- Postanowiłam powiedzieć Harremu i kiedy już to zrobiłam, nie wydawał się zachwycony. Z drugiej strony wiedziałam, że tak się stanie, ale w głębi duszy miałam tą cholerną nadzieję. Przez która później się załamałam. – łzy zebrały się jej w oczach.- Zawsze wierzyłam, że nasza przyjaźń to coś więcej. Jak widać, myliłam się. Po tym wszystkim, Harry zaczął mnie unikać. Coraz częściej mnie spławiał i ignorował. Powiedziałam mu, żeby o wszystkim zapomniał, że chciałam tylko zobaczyć jego reakcję.- pociągnęła nosem i przytuliła się do swoich kolan.- Ale to nic nie zmieniło. On wiedział, że kłamię. Za dobrze mnie zna, żeby mógł w to uwierzyć. -  przerwała podchodząc do krawedzi budynku i wskakując na murek. Szybko wstałam w obawie, że coś sobie zrobi, w końcu byłyśmy po alkoholu.- Teraz czuję pustkę, której nie mogę niczym zapełnić.- łzy spływały jej po policzku, jedna po drugiej. Zauważyłam, że się chwieje.
–Może lepiej wróćmy na koc. Jesteśmy pijane, nie chcę żebyś spadła.- wzięłam jej rękę, ale wyrwała ją z mojego uścisku.
–Może ja chcę spaść.- powiedziała szeptem wciąż patrząc przed siebie. Wiatr rozwiewał jej włosy na wszystkie strony.
–Co ty w ogóle gadasz?!- przestraszona złapałam ją za rękę i pociągnęłam w moją stronę, tak że spadła z kamiennego murka prosto na mnie. Upadłam na plecy, ale cieszyłam się, że jest już bezpieczna na ziemi. Wstałam po czym podniosłam Hazel z podłogi.- Haz, wszystko ok?- zapytałam z troską w głosie.
–Myślę, że tak. Po prostu, bez mojego przyjaciela, moje życie nie ma sensu. Fakt znam go dopiero 2 lata. Mieszkaliśmy w Nowym Jorku, w jednym bloku. Około pół roku przed Akademikiem, poznaliśmy się. Był jedeynym człowiekiem, który mnie rozumiał.- przestała już płakać ale jej oczy nadal były lekko zaszklone.- Nadal coś do niego czuję i to mnie zabija. Moja „niechęć” do niego to chyba taki odruch obronny. Nie chcę, żeby ktoś wiedział, że jeszcze coś dla mnie znaczy. Zwłaszcza on.- wypiła swojego drinka do dna razem ze mną.- Może Hazza mnie nienawidzi, nie mam pojęcia. Poprostu zgaduje, że nasza przyjaźń nie znaczyła dla niego tyle co dla mnie. Pewnie myślał o mnie jak o zwyczajnej znajomej. – to były ostatnie słowa o Harrym, jakie tego wieczoru usłyszałam.

Punkt widzenia Hazel

Reszta późnego wieczoru minęła szybko. Śmiałyśmy się, wygłupiałyśmy. Byłyśmy już nieźle wstawione. Oglądałyśmy wschód słońca, kiedy przypomniało mi się, że musi być naprawdę późno.
– Um, Hazel?- zapytała cicho. Odwróciłam głowę w jej stronę z usmiechem, nie odrywając wzroku od widoku przed nami. – Jest czwarta. Powinnyśmy już chyba iść.
– Oh, tak. Masz rację, chodźmy.- spojrzałam na nią i podniosłam się z podłogi. Zrobiła to samo. Podeszłyśmy do schodów, ja zaczęłam schodzic, a Jean spojrzała ostatni raz na piękny krajobraz. Było stąd widać całe miasto, plus wschód słońca. Wzięła głęboki wdech świeżego powietrza i dołączyła do mnie
- Dziewczyny, co wy tu robicie? Macie szlaba a jest czwarta nad ranem.- usłyszałam głos Nialla za nami. Odwróciłam się i zobaczyłam jak blondyn idze w naszą stronę z Louisem. Nie wiem dlaczego ,ale zaczęłam się chisterycznie śmiać, Jean dołączyła do mnie. – wygląda na to, że jesteście nieźle zalane.- uśmiechnął się.- Ale chwila, jak do cholery mogłyście się tak upić jednym winem.- zmarszczył brwi. Razem z rudowłosą dziewczyną upadłyśmy na podłogę śmiejąc się jak nienormalne.- Dobra dziewczyny, chyba czas spać.- Niall wziął mnie na ręce, a Loui Jean. Zanieśli nas do pokoju i położyli do łóżek. Poczułam jak Niall przykrywa mnie kołdrą. Otworzyłam oczy, Jean już spała. Chłopcy nadal siedzieli u nas w pokoju, Lou na brzegu łóżka niebiesko-okiej ,a blondyn na moim.
–Nie mogę uwierzyć, że właśnie odprowadziliśmy do pokoju moje dwie małe dziewczynki.- odezwał się Niall.- Haz jest dla mnie jak młodsza siostra, jak Jean. Zrobiłbym wszystko żeby je chronić i wpierdolić tym którzy je zranili.- Louis zaśmiał się.
–Wiem. Jean jest taka piękna. Wydaje się być fajna, tak słodko wygląda kiedy śpi.
–Stary, wiem do czego zmierzasz. Powiem ci tylko, że ona jest twardą dziewczyną i ciężko o jej ‘serce’. Ale pamiętaj jeśli ją zranisz, nie będę patrzył na to, że jesteś moim przyjacielem.
- Rozumiem.
– Poza tym, nie licz na wiele. Wyglada na to, że już ktoś wpadł jej w oko. – nagle w pokoju rozległ się trzask otwieranych drzwi. Razem z Jean podniosłyśmy się i spojrzałyśmy w ich stronę, aby ujrzeć zdyszanego Justina.
 – Widzieliście gdzieś Megan? Wyszła około 3 godziny temu z imprezy bo powiedziała, że źle się czuje, ale nikt jej nie widział.